
W ostatnią niedzielę maja Degial i Vorum – hordy z północy wierne starej, diabelskiej szkole death metalu zawitały do Poznania, aby na deskach klubu U Bazyla zgotować piekło w towarzystwie miejscowych killerów z In Twilight’s Embrace, oraz debiutującego Above Aurora. Poznański koncert to przystanek na trasie „Savage Mutiny Across Europe”, podczas której zarówno Degial jak i Vorum promują swoje ostatnie wydawnictwa.
Jako pierwsi na scenie zainstalowali się Poznaniacy z Above Aurora, których debiutancki album „Onwards Desolation” ukazał się właśnie dzięki Pagan Records. Zakapturzone sylwetki sączyły ze sceny black metalową miksturę przywodzącą na myśl skandynawskie klasyki. Zimne, bardzo ponure i mroczne kompozycje przyprawione depresją przykuwały uwagę powoli zbierającej się publiczności. Koncert zagrany w skupieniu i tak też odebrany, bo raczej nie jest to muzyka do skakania i przepychanek pod sceną. Na to będzie czas później. Wrażenie zespół pozostawił dobre i z pewnością część zgromadzonych chętnie zobaczy ich ponownie, w tym niżej podpisany.
Następni na scenie pojawili się deathmetalowcy z poznańskiego In Twilight’s Embrace, czyli załoga, która za sprawą świetnego albumu „The Grim Muse” zdecydowanie nabrała rozpędu i coraz lepiej poczyna sobie na polskiej scenie. Wydane ostatnio mini-wydawnictwo „Trembling” jest tego potwierdzeniem. Ruszyli dosłownie z buta, czyli „Dystopian”! Przyznam, że dla mnie był to koncert życzeń, bo lista prawie w całości oparta o album „The Grim Muse”. Publiczność również zdawała się być zadowolona, bo zaczął się ruch pod sceną. Takie pociski, jak „Gravitate Towards the Unknown”,”A Wolf I Remain”, „No”, „The Grim Muse”, czy „The Fullmoon Strain” nie pozostawiają wiele do życzenia. Na koniec podano również dobrze przyjętą „Opowieść Zimową” z repertuaru Armii. Pasja, wściekłość i zaangażowanie na 100%! Poziom wykonawczy i sceniczna energia czynią z ITE jednym z lepszych koncertowych bandów w kraju. I nawet drobny wypadek z mikrofonem i niedoskonałe brzmienie nie zahamowały tego bardzo intensywnego występu i nie popsuły odbioru całości. Wyrazy uznania dla wokalisty Cypriana, który w pogardzie mając panujący w klubie upał wytrwał cały koncert w bluzie z kapturem i dżinsowej katanie. Hails!
Podczas przerwy technicznej warto było skorzystać z możliwości złapania oddechu na świeżym powietrzu, bo już od pierwszych sekund występu Vorum wiadomo było, że nie będzie lekko… Atak pełnym arsenałem od początku, nieustający do samego końca. Finowie nie okazali zgromadzonym ani odrobiny miłosierdzia, bombardując ich brudnymi bombami diabelskiego i porywającego, starego death metalu. Ludziska pod sceną mieliły entuzjastycznie i było widać, że wiedzieli, na co przyszli. Młyn nie ustawał ani na chwilę, doszło nawet do drobnej szarpaniny, gdy jeden z fanów okazał niezadowolenie z powodu zamaszystych ruchów innego roztańczonego fana. Cóż, death metal to nie rurki z kremem… Tym czasem twórcy świetnego „Current Mouth” w swym scenicznym szale nie zważając na nic parli do przodu. Set oparty głównie o wspomniane wyżej wydawnictwo, ale było też chyba coś starszego. Kolejne szaleńcze galopy, jadowite riffy robiące dziury w mózgu i opętane wokale. W Tym chaosie dało się wyczuć obecność duchów starego Morbid Angel, Necrovore czy Blasphemy. Mocny, palący występ i gratka dla smakoszy siarki.
Degial nie jest zespołem nowatorskim. Ich twórczość to pomnik ku czci korzeniom death metalu i jego tradycjom. Surowe, brudne brzmienie, diabelstwo, opętanie i wściekłość w każdej sekundzie – tego należy się spodziewać po Szwedach. Tak było 2 lata temu, gdy supportowali Watain i tak samo tym razem. A nawet lepiej, bo i światła znakomite i publiczność dopisała, zdobywając się nie lada wysiłek, robiąc pod sceną konkretną rozpierduchę, mimo panującej w klubie gorączki. Barbarzyńcy z Uppsali zafundowali tymczasem kolejny tego wieczoru koncert życzeń(przynajmniej dla mnie). Z głośników lało się wszystko co najlepsze na najnowszym albumie „Savage Mutiny”. Death Siege już na początku ustawił koncert, później były też m.in. numer tytułowy, „Pallor”, „Sanguine Thirst”, „Doomgape” i „Revenants”, ale ja najbardziej czekałem na petardy z wcześniejszego albumu „Death’s Striking Wings”. I dostałem, com chciał: Swarming i Perpetual Fire! Prawdziwe ciosy, z których zadowolony powinien być każdy wyznawca „Altars Of Madness”, kochający szalone tempa i opętane, chaotyczne solówki. Diabelski i odrażający charakter muzyki Szwedów potęgował klasyczny wizerunek – podarte skórzane łachy, ćwieki i brudne, trupie makijaże. Melanż na sali poniósł niektórych do tego stopnia, że zaczęli wchodzić na scenę i dobierać się do mikrofonu, z czego Hampus(gitara/wokal) nie był chyba zbyt zadowolony. Też nie jestem fanem tego typu akcji, ale takie imprezy rządzą się swoimi prawami, więc należało się spodziewać dzikich reakcji. Koncert trwał jednak bez zakłóceń. I był to bardzo dobry koncert, po którym część tej na oko setki zgromadzonych maniaków zapewne długo będzie odzyskiwać siły. Metal śmierci żyje i ma się dobrze!
Brawa należą się organizatorom: Left Hand Sounds i Klubowi U Bazyla, za kolejny celny cios. Degial i Vorum tymczasem sieją chaos i spustoszenie w kolejnych miastach Europy. I oby tak dalej. Dziki bunt musi trwać!
